Przez ciemne zwierciadło

 Dzięki złowróżbnej muzyce oraz dynamicznemu montażowi całość przypomina rasowy thriller. Czystym horrorem natomiast wydaje się fakt, że Paine zrównuje tutaj wagę każdej z apokaliptycznych
Zapomnijcie o Skynecie, o morderczych androidach zgniatających stopami ludzkie czaszki, o mackowatych mątwach z Matrixa i beznamiętnym HALU 9000. Choć nowy dokument zatroskanego o ludzkość Chrisa Paine’a ("Who Killed Electric Car?") pełen jest kadrów i wspominek z kultowych filmów, ambicje reżysera sięgają znacznie głębiej. Kolejnym ponurym wizjom i przepowiedniom patronuje raczej Stanisław Lem: "większość technologii ma świetlisty awers, lecz życie dało im rewers – czarną rzeczywistość". 

Pytania są istotne. Niestety, jest też na nie późno: jeżeli maszyny stają się wydajniejsze od ludzi w zajęciach fizycznych oraz intelektualnych, co powstrzyma je przed całkowitą aneksją rynku pracy? Czy fakt, że wnioskując z mimiki oraz języka ciała, będą w stanie nazwać i opisać nasze emocje, sprawi, że kiedykolwiek nauczą się empatii? Skoro procesy adaptacyjne, którym podlegają, nie są przez naukowców do końca zrozumiane, czy nie należałoby w imię światowego pokoju wyciągnąć wtyczki? Albo konkretniej: czy zautomatyzowane drony powinny posiadać system detekcji oraz identyfikacji celów, co kojarzy się już nawet nie z "Terminatorem", a z rozbuchanym finałem "Kapitana Ameryki: Zimowego żołnierza"

Na te retoryczne w gruncie rzeczy pytania reżyser odpowiada, korzystając z wiedzy i doświadczenia armii fachowców: specjalistów od robotyki, wykładowców uniwersyteckich, badaczy sztucznej inteligencji, ale też popkulturowych profetów. I tak, Elon Musk przekonuje, że destrukcja odbędzie się poza kwestiami jakiejkolwiek moralności, Jonathan Nolan porównuje wizję z "Westworld" do świata za oknem, Bóg nauk transhumanistycznych Raymond Kurzweil zapewnia, że przyszłość może być odwołana, zaś wszystkich godzi ponury facet ze Stanford, przykładający do inteligentnych maszyn definicję psychopatii. Bowiem zarówno w optyce bohaterów, jak i twórców filmu "niegodne zaufania" komputery do psychopaci doskonali: eliminujący wszystkie odstępstwa od algorytmu, zafiksowani na poszukiwaniu najkrótszej drogi do celu oraz ciągłym optymalizowaniu wydajności.

Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, ogląda się to wszystko z duszą na ramieniu. Dzięki złowróżbnej muzyce oraz dynamicznemu montażowi całość przypomina rasowy thriller. Czystym horrorem natomiast wydaje się fakt, że Paine zrównuje tutaj wagę każdej z apokaliptycznych narracji i w myśl zasady "gadajmy, póki nie mamy w potylicy gniazdek USB" żadnej nie próbuje marginalizować. Film, choć niedoskonały, działa w makro- i mikroskali: sprawi, że rzucicie się do swoich laptopów, by zakryć kamerkę internetową, a kto wie, może i zmusi Was do refleksji nad kondycją człowieczeństwa. "Próbując stworzyć nowe życie, otworzyliśmy Puszkę Pandory. Uwolniliśmy siły, których nie rozumiemy, nie potrafimy kontrolować i których nie będziemy w stanie powstrzymać" – słyszymy z ekranu. Cóż, teraz możemy spokojnie przejść w tryb uśpienia.  
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones